Publikacje

Chiny mogą stac się największym dostawcą naczelnych do laboratoriów na całym Świecie

W Chinach znajduje się wiele farm (raczej fabryk, które zajmują się niczym innym jak PRODUKCJĄ) dostarczających naczelne do loaboratoriów i wygląda na to, że ten interes dopiero się rozwija…

MONKEY FARM/ Farma małp
Made to suffer: Exporting primates for research/ Stworzone by cierpiec: Eksportowanie naczelnych do eksperymentów.
Richard Jones
Sep 13, 2009
Tysiące małych rączek trzymające pręty klatek - ich podobieństwo do rączek dziecięcych może sprawiac dyskomfort, ale to własnie podobieństwo jest powodem, dla którego te małpki są tutaj.
Klatka za klatką, rząd za rzędem, rozciągają się wzdłuż subtropikalnej doliny.
Małpki w klatkach to makakki - ulubiony gatunek wiwisekcjonistów (ponieważ są małe i łatwe w utrzymaniu).
Te stworzenia wyglądają jakby wiedziały co je czeka; z szeroko otwartymi oczkami, ukrywają się na tyłach swych klatek, wystarczająco wystraszone już samą obecnością człowieka.
W tych sterylnych więzieniach, matki ściskają w objęciach swoje dzieci, których los zapisany jest w kodzie wybitym na metalowych tabliczkach zawieszonych na szyji.
Krótkie życie tych małpek zakończy się torturami w laboratoriach w Europie, USA i Japonii, w imię postępu nauki i medycyny.

Według planów do końca roku, ta farma w północnym Guangzhou, będzie największą farmą na Świecie, gdzie jednorazowo można pomieścic 50.000 naczelnych. Cały obiekt buduje się w Conghua, po cichu, by uniknąc rozgłosu, prawie w sekrecie dla firmy Blooming Spring Biological Technology Development.
Lokalizacja została dobrze wybrana; zasłonięta przez wzgórze, niewidoczna z najbliższej autostrady i w odległości 30 minut od lotniska międzynarodowego.
Całośc otaczono murem wysokości 3 metrów.

Od 2000 roku wybudowano w tym regionie 39 farm, materiał rozrodczy dostarczano po cichu z Kambodży. Obecnie większośc farm posiada licencje pozwalające na eksport małp do laboratoriów na całym Świecie. Chociaż dokładnej liczby nie sposób określic (te dane są bardzo trudne do uzyskania) - oficjalne dane (170.000 rok ubiegły) wraz z uzyskanymi z źródeł amerykańskich i naszego dochodzenia dają przybliżoną liczbę 200.000 naczelnych eksportowanych rocznie.

Farmy chronione przez staraż, wysokie mury i bramy, buduje się w miejscach gdzie kończą się wszelkie drogi, na końcach dolin, na wykarczowanych polach w środku dżungli nawet na wyspach. Goście nie są tu mile widziani; dziennikarzy traktuje się jedynie trochę lepiej niż obrońców praw zwierząt.
Przy bramie do farmy the Blooming Spring strażnik pyta "Jak znaleźliście to miejsce?" - Przeszukując polne drogi i wypytując mieszkańców przez ostatnie dwa dni, brzmi odpowiedź, ale tego mu nie mówimy.
"Nikt tu nie wejdzie" mówi strażnik i wzywa przełożonego. Przełożony strażnika, który przedstawia się jako "Supervisor Deng", jest nam bardziej przychylny dopatrując się w nas przyszłych klientów. Obwozi nas jeepem po farmie; "Kupiliśmy całe to zbocze góry, wkrótce cały ten teren pokryjemy klatkami. Mamy własne źródło wody i jesteśmy w stanie trzymac tu 50.000 małp".

Według raportów opublikowanych w lipcu br, brytyjscy naukowcy przeprowadzili 4.598 eksperymentów na naczelnych w roku ubiegłym co stanowi 16% wzrost w porównaniu z rokiem 2007. Największym rynkiem dla handlu naczelnymi pozostają Stany Zjednoczone, gdzie według danych (najnowszych dostępnych) z 2007 przeprowadzono eksperymenty na 69.990 naczelnych. Według BUAV (Brytyjskie Stowarzyszenie Przeciw Wiwisekcji) co roku na całym świecie około 90.000 naczelnych używa się do eksperymentów .
Coraz więcej naczelnych pochodzi z Chin. 18.000 makaków eksportowano do US w zeszłym roku. Wiele z tych małp pochodzi nie z hodowli, a z ich środowiska naturalnego - są to dzikie zwierzęta "porwane" i sprzedane do laboratoriów. Takie praktyki zakazuje prawo europejskie.
Na stronie BUAV znajduje się video ukazujące handlarzy z Kambodży, którzy łapią makaki i sprzedają farmom, które dalej eksportują je do laboratoriów. Dyrektor projektu BUAV, Sarah Kite, mówi "Dochodzenie przeprowadzone przez BUAV ujawniło szokujące okrucieństwo jakiego dopuszczają się ci ludzie podczas łapania małp i przewożenia ich w małych plastykowych torbach pod pokładami statków".
Według Shirley McGreal, dyrector Miedzynarodowej Ligii Ochrony Naczelnych (the International Primate Protection League IPPL) "Chińskie farmy pozyskują dzikie zwierzęta z dżungli Wietnamu i Kambodży w sposób calkowicie nielegalny i nie ma ku temu żadnych wątpliwości. Amerykański The US Fisheries and Wildlife Service rozpoczął dochodzenie mające wyjaśnic skąd pochodzą zwierzęta dostarczane do USA z Chin. Proceder ten jest na tyle szkodliwy, że w ciągu 30 lat może doprowadzic do całkowitego wyginięcia naczelnych."
Jak podaje Conservation International, międzynarodowa organizacja pozarządowa promująca bioróżnorodnośc i ochronę środowiska, 11 z 25 najbardziej zagrożonych gatunków naczelnych zamieszkuje Azję.

Wielkie farmy muszą byc na bieżąco zaopatrywane w nowe zwierzęta, by zapewnic dobrej jakości materiał genetyczny. Dr Yue Feng, menadżer generalny Nanning
- firmy bioinżynieryjnej i rzecznik the Primates Biotechnology Research and Development Centre, mówi, że konieczne jest pozyskiwanie makaków z ich środowiska naturalnego i szukanie tam najwyższej jakości zwierząt.
Długo oczekiwane głosowanie w Parlamencie Europejskim nad nową dyrektywą chroniącą zwierzęta wykorzystywane do eksperymentów, które odbyło się w maju, przyniosło wielkie rozczarowanie obrońcom zwierząt. Duże firmy farmaceutyczne, firmy hodujące zwierzęta i laboratoria wydały spore pieniądze lobbując polityków by nie wprowadzali żadnych ograniczeń w eksperymentowaniu na zwierzętach. Według europejskich firm zakaz eksperymentowania na naczelnych w Unii Europejskiej pozbawiłby je zysków na rzecz firm amerykańskich.
Wiwisekcjoniści przekonują, że badania na naczelnych są niezbędne. Tipu Aziz, neurolog z uniwersytetu oxfordzkiego, na spotkaniu z parlamentarzystami powiedział, że zakaz taki zmusiłby go do zaprzestania pracy nad leczeniem choroby Alzheimera, udarów i innych ciężkich chorób. Dzięki badaniom na naczelnych Aziz skonstruował elektrody, które uśmierzają ból przy chorobie Parkinsona.
Jednak pomimo majowego zwycięstwa, wielkie firmy farmaceutyczne przygotowują się na wypadek, gdyby kolejne głosowanie nie poszło po ich myśli; rzecznik jednej z firm wyjawił, że firma już buduje laboratorium, z zapleczem hodowlanym na 7500 małp w Chinach, gdzie brak specjalnych wymogów, słaby nadzór i tania siła robocza znacznie ułatwiają działanie takim laboratoriom.
Raport chińskiej delegacji uczestniczącej w ubiegłorocznej Konwencji dot. międzynarodowego handlu gatunkami zagrożonymi donosił, iż wysokie koszty utrzymania i wysokie wymagania odnośnie ochrony zwierząt skłaniają wiele firm do przenoszenia laboratoriów z krajów wysokorozwiniętych do krajów rozwijających się.
Chiny zapewniają więc wszystko co potrzebne firmom eksperymentującym na zwierzetach i mogą na tym zarobic duże pieniądze.
Na razie jednak chińscy biznesmeni koncentrują się na hodowli i eksporcie naczelnych.

TVN24: Testujemy na przyjaciołach… bez znieczulenia - Szokujący wzrost ilości wiwisekcji

http://www.tvn24.pl/-1,1610899,0,1,testujemy-na-przyjaciolach-bez-znieczulenia,wiadomosc.html
W ubiegłym roku 3,65 miliona zwierząt trafiło do angielskich laboratoriów, gdzie przeprowadza się na nich często bolesne eksperymenty. To wzrost o ponad 14 proc. w porównaniu z 2007 rokiem i najgorszy od 17 lat bilans - wynika z opublikowanych danych przez Home Office (brytyjski odpowiednik MSWiA). Tylko w 2009 roku do laboratoriach na całym świecie trafi ponad 150 mln zwierząt.
- Ten szokujący wzrost ilości eksperymentów na zwierzętach powinien być ostrzeżeniem dla prawodawców - powiedział dr Sebastien Farnaud z największej w Wyspach organizacji antywiwiseksyjnej - Dr Hadwen Trust for Humane Research. Zaznaczył, że powinno się robić więcej w celu wprowadzania metod alternatywnych, bo obecne "liczby są tak złe, jak na początku lat 90.".

Według danych Home Office przed rokiem na Wyspach odnotowano wzrost eksperymentów na zwierzętach niemal we wszystkich kategoriach, w tym np. kotów, które wielu z nas uważa za swoich pupili i najbliższych krewnych świata zwierząt.

I tak o 17 proc. zwiększyła się w porównaniu w 2007 rokiem ilość wiwisekcji na kotach, o 16 proc. na małpach i aż o 95 proc. na świniach.
Najbardziej wstrząsające jest to, że o ponad połowę (dokładnie 65 proc.) wzrosła ilość eksperymentów przeprowadzanych bez jakiegokolwiek znieczulenia. Co ciekawe, od czasu przejęcia władzy przez Partię Pracy w 1997 roku liczba wiwisekcji wzrosła w Zjednoczonym Królestwie o 39 proc.

50 lat to za mało?

Dokładnie 50 lat temu pojawiła się koncepcja 3R: zastępowania, redukcji i udoskonalania (ang. replacement, reduction and refinement) eksperymentów na zwierzętach. Zdaniem Dr Hadwen Trust prawodawcy idę teraz zupełnie nieodpowiednią drogą, bo "zamiast rewolucji w sferze metod alternatywnych, mamy najwyższy wskaźnik eksperymentów na zwierzętach od 17 lat" - mówił rozgoryczony dr Farnaud.

Ojcami koncepcji 3R byli w 1959 roku zoolog William Russell i mikrobiolog Rex Burch. Stała się ona kluczową zasadą dotyczącą testowania na zwierzętach w wielu krajach świata, w tym w Wielkiej Brytanii w UE. Jednak dane statystyczne pokazują, że obowiązuje ona tylko często tylko na papierze.

Testy na zwierzętach w połowie przypadków nie przewidują ryzyka uszkodzenia płodu przez lek lub inny środek chemiczny u ciężarnych kobiet.

Ciężarne kobiety mogą nieświadomie narażać swoje nienarodzone dzieci na ryzyko poprzez zażywanie zarówno leków na receptę, jak i bez recepty oraz używanie powszechnie dostępnych chemikaliów, jak donosi nowe badanie opublikowane w majowym wydaniu magazynu Biogenic Amines.
„Przyszłość teratologii to In Vitro” ukazuje, że wiele leków oraz środków chemicznych powszechnych w większości gospodarstw domowych, uzyskało certyfikat bezpieczeństwa na podstawie testów na zwierzętach, które są trafne średnio w połowie przypadków.
“Można powiedzieć, że testy na zwierzętach dają nam pewność porównywalną do rzutu monetą” jak stwierdził Dr Jarrod Bailey z University of Newcastle Upon Tyne School of Population and Health Sciences.
Potencjalne teratogeny – leki i chemikalia, które mogą spowodować wady okołoporodowe – są testowane na zwierzętach m.in. na myszach, królikach, psach i małpach. Żadne z tych testów nie są w stanie przewidzieć, jak te substancje zadziałają na ludzki organizm, powiedział Dr. Bailey. „Po prostu za dużo jest różnic w fizjologii i biochemii” – zauważył.
W rezultacie, leki zostały przetestowane na wielu gatunkach, co często prowadzi do sprzecznych i bezużytecznych wniosków. Wśród zacytowanych leków był Kortyzon. Lek ten wywarł teratogenne działanie u wszystkich testowanych zwierząt, natomiast u ludzi takich efektów nie zaobserwowano. Valium może spowodować wady rozwojowe płodu w pierwszym trymestrze ciąży u ludzi, natomiast nie wywołuje takich efektów u szczurów.
Według autora badania „Praktycznie każdy wie, że ludzkie teratogeny zostały zidentyfikowane pomimo (bardziej niż „za sprawą”) testów na zwierzętach”. Jak stwierdził Bailey, odpowiedzią jest technologia bazująca na testach in vitro. „Testy z użyciem embrionalnych komórek macierzystych są bardziej efektywne w wykrywaniu substancji potencjalnie toksycznych dla ludzkich płodów niż eksperymenty na zwierzętach”
Raport w wersji angielskiej: The Future of Teratology Research is In Vitro

tłumaczenie: http://stoptestom.info

Na ratunek królikom doświadczalnym. Alan M. Goldberg, Thomas Hartung

artykuł ukazał się w Świat Nauki, Marzec 2006

Alternatywne metody nie tylko pozwalają ograniczyc cierpienie zwierząt, ale często wręcz zwiększają wiarygodnośc wyników.
W roku 1997 organizacja ekologiczna Environmental Defense, zwróciła uwagę, że zaledwie o co czwartej z 100 tysięcy powszechnie stosowanych substancji chemicznych w USA, istnieją zgromadzone wystarczające dane dotyczace bezpieczeństwa. Z tą opinią musiały się zgodzic EPA (Environmental Protection Agency), jak i zrzeszenie przedstwawicieli przemysłu chemicznego American Chemistry Council. W związku z tym rząd USA zalecił (pod przewodnictwem wiceprezydenta Ala Gore) przebadanie 2800 substancji chemicznych produkowanych lub importowanych przez USA w ilości ponad 467 ton rocznie i opublikowanie informacji w internecie.
Ukrytą prawdę o testach bezpieczeństwa stanowią testy na zwierzętach - co roku ofiarą rutynowych badań toksykologicznych padają miliony zwierząt.
EPA sporządziła listę substancji, których bezpieczeństwo należałoby zbadac w pierwszej kolejności - 80 tysięcy pozycji, EPA nadzoruje również projekt Children's Health Initiative, mający na celu obserwację subtelnego wpływu długotrwałego narażenia płodu na daną substancję. Kolejna inicjatywa EPA to badanie rozrodczych, rozwojowych i neurologicznych skutków działania yakich trucizn jak ołów czy rtęc. W Europie zaś powstał projekt REACH (Registration, Evaluation and Authorization of Chemicals), którego celem jest ocena bezpieczeństwa 30 tysięcy substancji produkowanych i rozprowadzanych na terenie Europy w ilości przekraczającej 1000 kg rocznie. W roku 2001 brytyjska Medical Research Council oszacowała, że realizacja tego projektu kosztowałaby 11.5 miliardów dolarów, zajęłaby 40 lat i wymagała użycia ponad 13 milionów zwierząt. Ogółem bieżące projekty zakładają użycie setek milionów zwierząt oraz dziesiątków miliardów dolarów tylko na zbadanie bezpieczeństwa już istniejących substancji. Tymczasem co roku wytwarzane są nowe substancje, które systematycznie wydłużają tą listę.

Obaj należymy do nielicznych naukowców (pracowników firm komercyjnych, instytucji akademickich i rządowych), którzy od kilkudziesięciu lat poszukują sposobu na pogodzenie wymogów bezpieczeństwa z humanitarnym podejściem do zwierząt. Program Gore'a dał nam szansę przedstawienia naszych dokonań. Goldberg z grupą badaczy z Johns Hopkins University, Carnegie Mellon University i University of Pittsburgh na prośbę Environmental Defense podjęli się ustalić, jak zrealizować cele tego programu przy użyciu jak najmniejszej liczby zwierząt.
Głównym zamierzeniem programu było, aby dla każdej badanej substancji zebrać podstawowy zestaw danych o bezpieczeństwie, zdefiniowany przez Screening Information Data Set (SIDS), który jest zalecany przez OECD (Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, skupiającą 30 wysoko rozwiniętych państw, w tym USA, wypracowującą wspólne zasady i normy działania w różnych dziedzinach, m in. w nauce). Przeprowadzenie testów zalecanych przez OECD wymaga zazwyczaj użycia 430 zwierząt do zbadania jednej substancji. Na szczęście organizacja dopuszcza stosowanie także pewnych nowatorskich metod, które pozwalają tę liczbę ograniczyć. Pozostając w zgodzie z jej wytycznymi i modyfikując kilka procedur eksperymentalnych tak, by podczas jednego testu można było zebrać wiele różnych danych, zespół kierowany przez Goldberga wykazał, że te same informacje można uzyskac zmniejszając liczbę zwierząt do 86.
Naukowe próby ograniczenia cierpień zwierząt doświadczalnych dzięki opracowywaniu alternatywnych metod nie przez wszystkich są przyjmowane z zadowoleniem. Obrońcy zwierząt postrzegają je często jako zasłonę dymną dla nieuprawnionej, ich zdaniem eksploatacji zwierząt; wielu naukowców uważa je z kolei za wyraz ckliwego sentymentalizmu. Okazuje się jednak, że można pogodzić wrażliwość na dobro zwierząt z wymaganiami nauki, a dzięki temu zmienic metody opracowywania i testowania produktów biologicznych i chemicznych.

RRR - redukcja, ulepszanie, zastępowanie (3R)
Poszczególne państwa w różny sposób regulują kwestie związane z testami bezpieczeństwa.
W Unii Europejskiej od roku 2003 nie wolno sprzedawać kosmetyków, których składniki lub końcowy produkt były badane na zwierzętach. Wyjątek zrobiono dla testów, których nie dało się zastąpić uznanymi metodami alternatywnymi. Od roku 2009 (11 marzec) obowiązuje ustawa znosząca ten wyjątek. Natomiast Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków - FDA, która nadzoruje min. rynek kosmetyków w USA, wymaga tylko, by po wprowadzeniu produktu na rynek pewne dane o jego bezpieczeństwie były w razie potrzeby dostępne. Przez wiele lat FDA wypracowała zasady reagowania na skargi o szkodliwości produktów. Żąda na przykład wykonania kontrowersyjnego testu Draize'a, polegającego na zmierzeniu reakcji na wprowadzenie badanej substancji do oka królika albinosa.
Jeżeli natomiast chodzi o ocenę bezpieczeństwa substancji stosowanych w rolnictwie, to zarówno FDA, jak i jej europejskie odpowiedniki szczegółowo określają zestaw wymaganych testów. Na przykład zbadanie pestycydu zajmuje co najmniej dwa lata i wymaga użycia około 10.000 zwierząt (!!!) kilku gatunków. Naukowcy najpierw sprawdzają czy dana substancja przenika przez skórę, czy może by wchłonięta drogą oddechową, a także czy w jakiejś postaci pozostaje na roślinach lub w plonach, grożąc przedostaniem się do przewodu pokarmowego. Dla każdej z tych substancji oceniają czas ekspozycji na badaną substancję, szacują przypuszczalnie wchłoniętą ilość i jej rozmieszczenie w narządach i tkankach. Testy przeprowadza się na osobnikach w różnym wieku, także na płodach.
Jeżeli testowana substancja nie przedostaje się do krwiobiegu, wystarczy zbadać skutki kontaktu miejscowego. W przeciwnym razie należy sprawdzić oddziaływanie jej samej i wszystkich jej metabolitów na poszczególne narządy. W tym celu podaje się ją szczurom, myszom, psom lub innym ssakom systematycznie przez całe życie i obserwuje funkcjonowanie poszczególnych narządów oraz występowanie nowotworów i innych chorób, monitoruje także potomstwo badanych osobników os narodzin do śmierci. Bardziej specyficzne testy mogą zostać włączone w tę procedurę lub wykonane oddzielnie.
Przedstawiciele dziewięciu międzynarodowych firm wyjawili jednak Goldbergowi, że przed wprowadzeniem nowej substancji od produkcji wykonują najpierw badania bezpieczeństwa na płytkach Petriego (in vitro) i na zwierzętach niebędących ssakami (najczęściej nicieniach lub rybach). Dopiero potem robią testy wymagane ustawowo - aby zaspokoić oczekiwania pracowników firmowych i instytucji kontrolnych.
Większość instytucji rządowych wciąż wymaga wykonywania tradycyjnych testów na zwierzętach, po części dlatego, że niektóre z najlepszych metod alternatywnych pozostają tajemnicą stosujących je firm, ale także dlatego, że tradycyjne metody generalnie sprawdzały się w przeszłości.
Metody alternatywne zdobywają zaufanie decydentów państwowych dopiero od niedawna. W roku 1959 William Russell i Rex Burch, członkowie brytyjskiej organizacji Universities Federation of Animal Welfare, poszukując sposobów na ograniczenie cierpienia zwierząt stanowiących nieodłączną częśc wielu badań, stworzyli zasadę "3R" (reduction, refinement, replacement - zmniejszenie, doskonalenie, zastąpienie). Opracowane metody alternatywne trudno niekiedy jednoznacznie przyporządkować do poszczególnych "R", ale zasada pozostaje aktualną wskazówką.

"Zmniejszenie" oznacza takie planowanie doświadczeń, by przynosiły pożądane efekty przy użyciu jak najmniejszej liczby zwierząt. Przykładowo badanie toksyczności ostrej polega na dwutygodniowej obserwacji skutków jednorazowego podania badanej substancji (lub kilkukrotnego podawanie w ciągu pierwszej doby). Najszerzej akceptowanym wskaźnikiem toksyczności ostrej jest tzw. dawka letalna LD50, czyli ilość substancji zabijająca połowę badanych zwierząt.
Dawniej do jej wyznaczenia trzeba było użyc sześciu lub siedmiu grup zwierząt, po 10 samców i 10 samic. Każdej grupie podawano inną dawkę badanej substancji i po dwóch tygodniach liczono padłe osobniki.
Z czasem stwierdzono, że uśmiercanie tak wielu zwierząt to spora przesada. Od roku 1989, dzięki zastosowaniu odpowiednich metod statystycznych, do przeprowadzenia wiarygodnych testów wystarczało 45 osobników, a zatwierdzona obecnie przez OECD procedura umożliwia określenie LD50 przy użyciu średnio 16. Dzięki niedawno zakończonym międzynarodowym badaniom liczbę tą byc może uda się zredukować do sześciu.
Zmniejszenie można także osiągnąć, stosując nieinwazyjne techniki obrazowania takie jak w medycynie klinicznej, na przykład prześwietlenia rentgenowskie, magnetyczny rezonans jądrowy czy emisyjną tomografię pozytonową. Pozwalają one systematycznie śledzic zmiany stanu narządów za życia zwierzęcia, podczas gdy tradycyjna procedura polega na podaniu badanej substancji dużej grupie zwierząt i zabijaniu kolejnych osobników w określonych odstępach czasu, by ocenic na przykład stan wątroby. Dzięki zastosowaniu technik obrazowania uzyskuje się spójniejsze dane i zmniejsza liczbę testowanych zwierząt o prawie 80%.
Inną, zupełnie nowatorską techniką obrazowania jest biofonika, opracowana przez Christophera H. Contaga i Pamelę R. Contag z Stanford University. Jest ona przykładem "doskonalenia" - projektowania eksperymentów z myślą o ograniczeniu cierpienia zwierząt. Opiera się na genetycznym zmodyfikowaniu badanych komórek - wprowadza się do nich gen kodujący lucyferazę (enzym odpowiadający zas świecenie świetlików), dzięki któremu one i ich potomstwo świecą. Tak zmienione komórki, na przykład nowotworowe wprowadza się do organizmu, a specjalistyczna aparatura rejestrująca fotony pozwala śledzic proces ich namnażania się pod wpływem różnych środków chemicznych lub farmaceutyków i to na długo, zanim rozwinie się wyczuwalny guz. Taka procedura eliminuje ból i cierpienie i można ją wykorzystywać do badania początkowych stadiów wielu różnych chorób.
Kolejna metoda doskonalenia, użyteczna zwłaszcza podczas testowania szczepionek, związana jest z tzw. humanitarnym zakończeniem badań ("humane end point"). Chodzi o to, by z chwilą uzyskania odpowiednich danych przerywac doświadczenie, jeśli przynosi ono cierpienie. Wiadomo na przykład, że jeżeli temperatura ciała zwierzęcia spadnie poniżej pewnego poziomu, śmierć jest nieuchronna. Można wówczas zakończyć eksperyment bez obawy o utratę jakichkolwiek informacji, oszczędzając tym samym zwierzęciu powolnej agonii. Jeżeli zwierzę zaszczepione przeciwko wściekliźnie i zakażone jej wirusem zaczyna kręcić się w kółko i traci koordynację ruchów, jest to pewna oznaka, że szczepionka zawiodła. Lepiej wówczas humanitarnie zabic, oszczędzając mu wielu godzin konania w męczarniach. Obecnie w wielu przypadkach w ogóle nie trzeba czekac na wystąpienie objawów - testując skutecznośc szczepione, wystarczy po prostu sprawdzić poziom przeciwciał po próbnym zakażeniu. Jako doskonalenie rozumie się także podawanie leków i środków znieczulających, zmniejszających cierpienie podczas eksperymentu.
Zupełnie inną metodą doskonalenia jest zastępowanie bardziej rozwiniętych gatunków zwierzętami z niższych szczebli drabiny ewolucyjnej, w przeświadczeniu, że te ostatnie cierpią najmniej. W ostatnich latach do obserwacji wpływu substancji chemicznych na rozwój układu nerwowego wykorzystuje się zwłaszcza rybę, dania pręgowanego, oraz nicienia Caenorhabditis elegans. U obu tych gatunków naukowcom udało się ustalić funkcje wszystkich kluczowych genów. Teraz, kiedy jakaś substancja chemiczna powoduje włączenie lub wyłączenie danego genu, potrafią powiedzieć jak wpłynie ona na metabolizm komórkowy i produkcję białek. Chcąc określić, jaki gen jest aktywowany przez daną substancję, wystarczy dodac ją do pożywki, w której hodowane są komórki, potem wyizolować całość komórkowego RNA i przemyc nim mikromacierz DNA - płytkę o wymiarach 2.5 na 5 cm, pokrytą, dajmy na to, wszystkimi genami dania.
Na rynku są dostępne także różne chipy genowe z DNA człowieka, zawierające m in. geny, o których sądzi się, że zawiadują reakcją na związki toksyczne. Na razie interpretacja danych uzyskiwanych z analiz mikromacierzy jest daleka od doskonałości, ale mamy nadzieję, że w przyszłości całkowicie zastąpi metody badań naukowych, w których wykorzystuje się zwierzęta.

Bez zwierząt
Zastępowanie to tworzenie takich metod, w których w ogóle nie wykorzystuje się żywych zwierząt. Co ciekawe, powstają one najczęściej nie jako wynik wyjątkowej wrażliwości badaczy na cierpienie, ale po prostu dzięki niezwykłemu rozwojowi tanich, szybkich i wydajnych technologii. Na przykład większość analiz hormonalnych (np. testów ciążowych), które dawniej polegały na długotrwałych badaniach na zwierzętach, dziś wykonuje się metodami alternatywnymi (chemicznymi lub immunologicznymi).
Jedna z pierwszych metod zastępczych powstała właściwie przez przypadek. W latach siedemdziesiątych Henry Wagner z Johns Hopkins University zajmował się otrzymywaniem krótkożyciowych radioizotopów do stosowania w diagnostyce obrazowej. Ponieważ miały one byc podawane ludziom, musiał miec pewność, że nie zawierają bakterii ani toksyn. Można to było sprawdzic za pomocą testu na pirogennośc - czyli na obecność czynników wywołujących gorączkę, które najczęściej są pochodzenia bakteryjnego. Jedyny znany wówczas test polegał na wstrzyknięciu badanej substancji królikom i mierzeniu temperatury ich ciała po upływie 24 godzin - oczywiście do tego czasu izotopy dawno by się rozpadły. Wagner poszukując innej metody, skorzystał z odkrycia dokonanego przez swojego uniwersyteckiego kolegę Fredericka Banga, który wykazał, że hemolimfa (odpowiednik krwi) skrzypłosza Limulus polyphemus reaguje na obecność kluczowych toksyn bakteryjnych w przewidywalny i mierzalny sposób. Tak powstał tzw. test LAL (Limulus amebosyte lysate), który bardzo szybko został zatwierdzony przez FDA jako metoda wykrywania pirogenów.
Nie dawno Albrecht Wendel z Universotat Kontanz wraz z jednym z nas (Hartungiem) wykazali, że obecność toksyn bakteryjnych można wykryć jeszcze inaczej - analizując próbki ludzkiej krwi. Toksyny te bowiem działają na obecne we krwi leukocyty, powodują wydzielanie cytokin, których obecność we krwi jest dla mózgu sygnałem do podniesienia temperatury ciała. Wystarczy więc zbadac poziom cytokin we krwi poddanej działaniu badanej substancji, przy okazji pozbywając się kilku wad testu LAL.
Istnieją jednak również i takie metody zastępcze, których powstanie można bezpośrednio przypisać staraniom o ograniczenie cierpienia zwierząt. Dotyczy to na przykład niezwykle bolesnego testu Draize'a. Dziesięć lat temu kilkoro badaczy zamiast na oczach żywych królików zaczęło przeprowadzać go na świeżych gałkach ocznych pozyskiwanych z rzeźni. Choc może niezbyt estetyczna, metoda ta w oczywisty sposób eliminowała zarówno ból, jak i użycie dodatkowych zwierząt. Obecnie w Niemczech tego rodzaju badania przeprowadza się coraz częściej nie na rogówce, ale na delikatnej błonie oddzielającej w kurzym jajku żółtko od białka.
W latach osiemdziesiątych John Hopkins Center for Alternatives to Animal Testing, kierowane przez Goldberga rozpoczęło badania nad oddziaływaniem różnych substabcji chemicznych na jednowarstwowe hodowle komórek ludzkiej rogówki. Na podstawie m. in. wyników tych badań kilku firmom udało się wytworzyć trójwymiarowe układy komórek wiernie naśladujących zewnętrzne warstwy ludzkiego oka - model ten pozwala nie tylko wykrywac podrażnienia, ale także badac subtelne zmiany strukturalne.
Naukowcy umieją dziś hodować ludzkie komórki najrozmaitszych typów, pochodzące ze skóry, oka, płuca, mięśni czy błon śluzowych. Potrafią nawet, co jeszcze bardziej niezwykłe, wytwarzać sztuczne tkanki - wielowarstwowe konstrukcje z wyspecjalizowanych komórek hodowanych na polimerowych zrębach. Do tej pory udało się uzyskac takie laboratoryjne odpowiedniki struktur oka, a także skóry, płuc, przewodu pokarmowego oraz błon śluzowych jamy ustnej i pochwy. Powszechnie przyjęły się one w przemyśle i zastąpiły zwierzęta z wielu różnych procedurach testowych.
Warto podkreślić, że hodowle komórkowe i tkankowe pozwalają na monitorowanie przebiegu procesów biologicznych w sposób, jakiego nie da się osiągnąć w testach na żywych zwierzętach. Naukowcy mogą teraz odtwarzac "w Probówce" poszczególne etapy odpowiedzi komórki na podaną substancję i obserwowac na przykład zmiany aktywności genów, zaburzenia rozwoju i podziału komórek. W przyszłości dzięki temu będzie można przewidywac skutki działania związków chemicznych na ludzkie komórki w ich naturalnym środowisku - w organizmie. Jeszcze bardziej obiecujące są niedawne osiągnięcia AP Research w Baltimore. Opracowano tam sposób hodowli wielu różnych tkanek razem, co pozwala modelować in vitro takie procesy, jak przekształcanie związku chemicznego w jednym narządzie, dające metabolit oddziałujący na inny narząd. Te niezwykłe osiągnięcia pozwalają wierzyc, że za jakiś czas uda się całkowicie wyeliminować zwierzęta z badań toksykodynamicznych, w których analizuje się procesy rozprowadzania, przekształcania i wydalania substancji chemicznych.
Możliwe jednak, że ostateczna eliminacja żywych zwierząt z badań nastąpi wcale nie dzięki metodom in vitro, lecz raczej "in silico" - przemysł farmaceutyczny już dziś wykorzystuje komputerowe modele interakcji różnych układów do analizy aktywności leków. Charles DeLisi z Boston University i inni poszukują wsparcia dla programu Virtual Human Project, futurystycznego przedsięwzięcia z dziedziny obliczeń rozproszonych, zakrojonego na skalę Projektu Poznania Ludzkiego Genomu. Byc może więc któregoś dnia na pytania o szkodliwość fizyczną, chemiczną i biologiczną zamiast zwierząt będzie odpowiadać wirtualny człowiek.

Przekonać sceptyków
Tworzenie alternatywnych metod nie jest jednak takie proste. Największym problemem jest zdobycie funduszy na badania zaprojektowane wyłącznie w tym celu, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych. Choc federalny National Toxicology Program, koordynujący całośc amerykańskich badań toksykologicznych, oraz National Institutes of Environmental Health Sciences przyznają dotacje na rozwój tego rodzaju metod, a agencje rządowe oficjalnie wspierają humanitaryzację nauki, to w ostatnim dziesięcioleciu na walidację metod alternatywnych i ich upowszechnienie Stany Zjednoczone wydały niespełna 10 mln dolarów. Dla porównania Unia Europejska w tym samym czasie przeznaczyła na ten cel 300 mln euro, a poszczególne państwa członkowskie kolejne miliony - w samych Niemczech na poszukiwanie metod alternatywnych przeznaczono ponad 100 mln euro.
Zanim nowa metoda alternatywna zostanie zaakceptowana przez instytucje rządowe, trzeba wykazać jej skuteczność. W USA proces walidacyjny nadzorowany jest przez Interagancy Coordinating Committee on the Validation of Alternative Methods (ICCVAM), którego członkami są przedstawiciele 15 agencji federalnych. ICCVAM powołuje niezależnych ekspertów, którzy na podstawie dostępnej literatury (w tym raportów dostarczanych przez firmy) mają ocenic, czy daną procedurę lub test można uznac za użyteczny. Ostateczna decyzja jest podejmowana przez każdą agencję oddzielnie, w zależności od jej wewnętrznych przepisów. Od rozpoczęcia swojej działalności ICCVAM dokonał oceny 16 metod alternatywnych, z czego 6 zostało zaakceptowanych, a do pozostałych 10 są wprowadzane poprawki zalecone przez ekspertów. Dawniej mijało nawet 10 lat, zanim procedura oceniona jako skuteczna wchodziła do powszechnego użytku; od czasu opracowania komitetu proces ten znacznie przyśpieszył.
W Europie proces weryfikacji metod alternatywnych jest oparty na podobnej zasadzie (i równie złożony) jak badania kliniczne nowych leków - należy przeprowadzić szczegółowe doświadczenia i dowód skuteczności leku lub metody oprzeć na faktach. Koncepcja naukowego programu walidacji metod alternatywnych zyskała powszechne poparcie na konferencji roboczej OECD w Solna w Szwecji w 1996 roku. European Centre for the Validation of the Alternative Methods (ECVAM), będące częścią Joint Research Centre UE, oraz ICCVAM w zgodzie z tzw. Solna Principles prowadzą badania prewalidacyjne, mające ocenic wartość poszczególnych metod alternatywnych, a także wykazac ich braki. Jeżeli jakaś metoda zostanie wstępnie zaakceptowana, ECVAM zwykle organizuje siec laboratoriów z różnych państw, które sprawdzają, jakie da ona wyniki dla zestawu substancji o znanym wpływie na organizm. Często w jednym laboratorium bada się równocześnie kilka metod alternatywnych - zamienników konkretnego testu na zwierzętach. Rezultaty tych badań ocenia grupa złożona z około 35 naukowców reprezentujących 25 państw członkowskich, Komisję Europejską, towarzystwa naukowe, przemysł i organizacje ochrony zwierząt (ICCVAM ma status obserwatora). Jeżeli okazuje się, że dana metoda dobrze określa właściwości znanych substancji, a wyniki jej zastosowania są spójne i udało się powtórzyć w różnych laboratoriach, ECVAM oficjalnie ogłasza jej prawomocność.
Jedna z ostatnich procedur weryfikacyjnych objęła 6 metod mających zastąpić test pirogenności. Przez trzy lata 10 laboratoriów sprawdzało, czy tymi metodami można wykryć obecność substancji wywołujących gorączkę w 190 anonimowych próbkach. Pięć z tych metod jest obecnie ocenianych przez ekspertów. Od momentu powołania w 1991 roku ECVAM zatwierdziło 17 metod alternatywnych, 9 przechodzi właśnie końcowe fazy oceny eksperckiej, a kolejnych 25 - ostatnie badania i analizy. Zgodnie z europejskim prawem metoda alternatywna, która zostanie oficjalnie zatwierdzona, musi byc stosowana; w praktyce często zdarza się nawet kilkuletnie opóźnienie. Ponieważ jednak europejscy prawodawcy stopniowo oswajają się z nowymi metodami, proces ich wdrażania jest coraz szybszy.
Idea poszukiwania metod zastępczych została podana w wątpliwość na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy to proces walidacyjny sześciu procedur alternatywnych dla testu Draize'a zakończył się fiaskiem. Wynik był zaskakujący, niektóre z tych metod bowiem z powodzeniem stosował już przemysł kosmetyczny. Dziś rozumiemy dlaczego: wyniki uzyskane metodami alternatywnymi porównywano z wynikami testu Draize'a, które jak się okazuje zbyt często były pozytywne! Obecnie ICCVAM i ECVAM wspólnie przeglądają wszelkie dostępne dane dotyczące testu Draize'a i jego zamienników. Doprowadzi to do zatwierdzenia niektórych metod alternatywnych bądź do wznowienia testów walidacyjnych, które - jak sądzimy - tym razem powinny zakończyć się sukcesem.

(…) Według zgodnych szacunków naukowców akademickich i pracowników prywatnych firm zastosowanie istniejących metod alternatywnych zmniejszyłoby o 70% liczbę zwierząt potrzebnych do realizacji projektu REACH i zapewne podobny efekt da się uzyskac podczas testowania substancji z listy sporządzonej przez EPA. A bardziej przyziemnie - stosując metody alternatywne, oszczędza się miliony, jeśli nie miliardy dolarów i lata, jeśli nie dziesięciolecia procedur badawczych. W dodatku uzyskuje się bardziej rzetelne dane. Nowe metody służą więc nie tylko tym istotom, które miały chronic, lecz także nam wszystkim.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 License